Jeden z najcenniejszych i jednocześnie tajemniczych regaliów królewskich znalezionych w Polsce. Do tego wcale nie będący własnością naszego władcy, a prawdopodobnie cesarza niemieckiego. Skarb średzki, czyli klejnoty, które trafiły na wysypisko śmieci.
Ulica Daszyńskiego w Środzie Śląskiej, niespełna 10-tysięcznym miasteczku pomiędzy Wrocławiem a Legnicą, to dziś kilka dość zaniedbanych kamienic, budynki wkomponowane w czasach PRL, jakiś skład z armaturą i punkt diagnostyki medycznej. Ponad 35 lat temu było to miejsce jednego z najcenniejszych odkryć archeologicznych Europy. Do dziś nie wszystkie znalezione na wysypisku gruzu (!) średniowieczne skarby znajdują się muzeach.
Obiekty, które w latach 1985-2005 przejął skarb państwa mają dziś wartość ćwierć miliarda złotych i można je oglądać w muzeum Archeologicznym i Narodowym we Wrocławiu. Wielkie spory budzi też rodowód znaleziska. Czy był to zastaw cesarza Karola IV u bogatego żydowskiego bankiera?
Tekst napisany przez współpracujący ze mną podcast “Historia, jakiej nie znacie”. Zapraszam tym samym do subskrypcji i słuchania. Player poniżej:
Skarb średzki był sensacją schyłkowego PRL, mediewiści spierali się z którego wieku pochodzą najcenniejsze znaleziska, złota korona wysadzana perłami, granatami i szafirami, kolista zapona ze szmaragdami, złote pierścienie, zawieszki i szafiry. Monety bez wątpienia pochodziły z czasów Wacława II (grosze praskie), a także złote floreny, dukaty i grosze miśnieńskie. Do hipotez związanych z pierwotnym właścicielem skarbu jeszcze wrócimy, bo najciekawszy był proces jego odkrywania.
Na wspomnianej ul. Daszyńskiego w roku 1985 część starych poniemieckich domów wyburzano, spychacz nie próżnował zdzierając rudery aż do fundamentów. Na początku czerwca w czasie wykopu odkryto gliniany garnek z kilkoma tysiącami srebrnych monet, które szybko i niepostrzeżenie rozeszły się wśród znalazców. Ktoś tam zaczął się chwalić, ktoś coś próbował sprzedać, więc sprawą po kilku dniach zainteresowała się miejska komenda Milicji Obywatelskiej. Miasteczko jest na tyle małe, że nie trzeba było wielkiego śledztwa, milicjantom po nalotach na domy i rewizjach udało się przejąć ponad 3700 sztuk monet. Odkrycie nie było jakąś wielką historyczną sensacją, raczej lokalną ciekawostką.
Najlepsze przyszło trzy lata później, gdy wyburzano koleje budynki pod centralę telefoniczną. Pod gruzami domu pod numerem 14. koparka odsłoniła piwnicę i kolejny gliniany garnek z podobnymi monetami jak wcześniej. Znowu, sporo średniowiecznego bilionu zostało zabranych przez robotników i przypadkowych świadków robót. I tak kilka dni później musieli srogo tłumaczyć się na komendzie MO i zwrócić monety.
Najbardziej wartościowe odkrycie znajdowało się jednak nie w piwnicy na Daszyńskiego, tylko w kupie gruzu na wysypisku. To właśnie tam kilka dni później dzieci zaczęły znajdować złote monety i biżuterię, czym pochwaliły się nauczycielowi historii. Wiadomo, dzieciaki w tym czasie były wychowane w kulcie Pana Samochodzika, więc nikomu nie przyszło do głowy żeby coś przywłaszczać. Dyrektor szkoły wraz z uczniami i studentami szkoły policyjnej zaczęli przesiewać gruz z rozbiórki domów. Zaczęto znajdować coraz więcej złotego „złomu”. Prawdopodobnie nocami łowcy skarbów także eksplorowali znalezisko, było ono przez kilka tygodni bez nadzoru. Dopiero w lipcu 1988 w Środzie pojawili się eksperci, wybitny badacz historii złotnictwa Michał Gradowski z Muzeum Nadwiślańskiego w Kazimierzu Dolnym i Ryszard Bobrow, kustosz działu złotnictwa z Muzeum Narodowego. Wkrótce poinformowali o skarbie, jak zaczęto nazywać odkrycie w Środzie samego ministra kultury, wtedy był nim prof. Aleksander Krawczuk. Przekazali zgodnie, że mają do czynienia ze znaleziskiem bez precedensu.
Milicja Obywatelska rozpoczęła naloty na domy mieszkańców i proces tropienia skarbu. Przejęto osiem wybrakowanych segmentów korony, gdyż znalazcy wydłubali z niej część kamieni, 8 kwiatonów, zaponę, dwie pary zausznic tarczowych, zapinkę kolistą, 2 pierścienie, obrączkę i „sygnet” z półksiężycem i gwiazdą (jak w godle herbu Leliwa) oraz 3924 monety srebrne i 39 złotych. Ostatnie elementy skarbu, orła zdobionego trzema perłami, kwiaton i pierścień z perłą policja odzyskała w roku 2005.
Zdjęcia: Muzeum Narodowe we Wrocławiu
Archeolodzy nie wiedzieli jednak skąd taki skarb znalazł się w Środzie. Biorąc pod uwagę wcześniejsze odkrycie, poza biżuterią było to też aż 7691 srebrnych monet i złotych florenów.
Środa Śląska nazwę swą bierze od dnia tygodnia w którym organizowano już w średniowieczu targi. Zresztą niemiecka nazwa miasta to Neumarkt (Nowy Targ). Historyk Dolnego Śląska Rainer Sachs twierdził, że w mieście zamożnych kupców kosztowności znalazły się w trakcie najazdów tatarskich. Uciekający ze wschodu książe czernichowskiego Michał Wsiewołodowicz (1238) trafił do Środy, a jego orszak obrabowany. Michał Gradowski szedł szlakiem diademu, który uznał za jakiś element posagu i twierdził że biżuteria była wykonana w północnych Włoszech i musiała należeć do arystokraty państw niemieckich. Elżbieta Gajewska (Muzeum Narodowe we Wrocławiu) datowała koronę na przełom XIII i XIV w., zausznice na przełom XII i XIII, a zaponę na pierwszą połowę XIII w. Jako miejsce ich powstania wskazywała Nadrenię. Wspomniany Sachs po zbadaniu archiwów niemieckich postawił nową hipotezę, która do dziś jest obowiązująca. Większość klejnotów pochodziła z Sycylii, na co dowodem jest znalezionej w Środzie korony, która została uwieczniona na obrazie zamówionym przez Karola II Andegaweńskiego. To stamtąd klejnoty trafiły do Blanki de Valois, pierwszej żony cesarza Karola IV (pochodzącego z dynastii Przemyślidów). Tylko skąd takie kosztowności znalazły się w dolnośląskim miasteczku?
Otóż, Karol został królem w 1346, a cesarzem w roku 1355 i prawdopodobnie lobbując w uzyskiwaniu tych tronów musiał zastawić klejnoty u żydowskiego kupca. Miał być nim Mojżesz, bankier średzki. Tylko, że w tym czasie przez państwa niemieckie przetaczała się pierwsza fala dżumy. Mojżesz mógł albo przed nią uciekać i nie wrócić, albo umrzeć i nie wyjawić nikomu miejsca przechowywania zastawu, albo też paść ofiarą pogromu, które wtedy dziesiątkowały Żydów (jako domniemanych sprawców zarazy). Skarb miał czekać na swoje odkrycie ponad siedem wieków.
Źródło: Michał Gradowski Skarb ze Środy Śląskiej : kalendarium odkryć i badań Ochrona Zabytków 50/2, 158-164 1997
Najlepsze i najtańsze wykrywacze metalu na początek jak i dla profesjonalisty!
Wspaniała historia, dziękuję:-)
Faktycznie historia jak z bajki fascynująca aż dziwne że zdarzyła się naprawdę DZIĘKUJĘ Miło było usłyszeć historię z moich terenów POZDRAWIAM
Dziękuję za fajny artykuł. Ciekawie się czytało, sporo się dowiedziałem, bo jako ówczesny nastolatek, słyszałem tylko w dzienniku telewizyjnym, że takie wydarzenie nastąpiło i pamiętam tylko, że nagłaśnianiano śledztwo MO.
Pozdrawiam serdecznie,
exe
😊👋
Dla osób, które chcą zgłębić sekrety skarbu ze Środy Śląskiej, polecam reportaż Krzysztofa Bonka „Miasto skarbów”, który opowiada całą tajemniczą historię tego niezwykłego odkrycia.
Pozdrawiam