Zastanawialiście się kiedyś ile mogła kosztować budowa domu jednorodzinnego na wsi w roku 1977? Dostaliśmy zdjęcia skrupulatnie prowadzonego notesu w którym Babcia Piotra który wykonał fotografie tych notatek, zapisywała wszystkie przychody i rozchody z budowy swojego domu.
Wspomniana Babcia była mieszkanką Lubelskiej wsi, zapisała wszystkie wydatki z budowy swojego domu o powierzchni około 200 metrów mieszkalnych. W jego skład wchodzą; podpiwniczenie, parter i strych oraz częściowe wyposażenie. W zapiskach jest sporo smaczków jak np. „wódka za wyładowanie cegły” czy „drut ze stacji”, możemy się tylko domyślać co się za tym kryje. Jednak wszyscy wiemy jak wyglądało życie za poprzedniego ustroju.
Były to szalone czasy transformacji, inflacji przy równoczesnej sporej ociężałości urzędniczych procedur. W takich warunkach mieszkańcy wsi mieli zdecydowanie lepsze warunki życia niż przeciętni ludzie z bloków. Nawet średnie gospodarstwa produkowały znaczną ilość produktów spożywczych, które były wtedy bardzo pożądane. Jadąc i sprzedając je w mieście można było sporo zarobić lub wymienić je za dobra/usługi, które człowiek z samymi pieniędzmi miałby problem dostać. Oczywiście ludzie ci nie mieli na ogół stałej pracy i pensji, jednak w ustroju jak PRL nie było to konieczne… Były to czasy gdzie wiele rzeczy trzeba było „załatwiać”, a niektórzy mieli w tym naprawdę spory talent.
Przejdźmy teraz jednak do konkretów. Budowa domu o powierzchni 200 metrów wyniosła w przybliżeniu 390 tys złotych, jednak wartość pieniądza jest teraz inna niż w 1977 roku. Zgodnie z kalkulatorem inflacji 390 tys wtedy jest równe około 170 tys złotych obecnie.
Średnia zarobku w 1977 roku wynosiła 4500 zł, jest to około 2020 zł na dziś. Biorąc więc średnią pensję z tamtych lat i dzieląc przez całkowity koszt budowy domu wychodzi że była to równowartość 7 lat pracy.
Dla porównania, bo może nie każdy wie jaka była wartość nabywcza pieniędzy wtedy. W innej ze swoich notatek za sprzedaż maciory o wadze 120-130 kg ta sama lubelska gospodyni zapisała, że wzięła 6000 zł. Taki dom więc w przeliczeniu na prosiaki o średniej wadze 120 kg kosztował by ich wtedy 65 sztuk takich macior. Teraz za taką kwotę często trudno byłoby kupić działkę pod budowę domu. Jak widać wbrew powszechnej opinii w szalonych czasach PRL-u ludzi było na co nieco też stać, a budowa domu była mimo trudności ustrojowych dużo tańsza.
Być może było nieco taniej (co nie oznacza, źe możliwości finansowania budowy były łatwiejsze). Poza tym przypuszczam, że w cenie nie uwzględniono pełnego wykończenia, a często było tak, że wprowadzano się do jednego lub dwóch wykończonych pomieszczeń, a resztę wyprowadzano ze stanu surowego w miarę możliwości. Moi rodzice rozpoczęli budowę na początku lat 70, a strych wykończyli ok. roku 1990. Co ważne, bardzo utrudniały budowę problemy ze zdobyciem materiałów budowlanych. Nie wiem czy było tak wszędzie, ale u nas (rejon przygraniczny na południu Polski) obowiązywały poważne limity cegieł, cementu, nawet piasku, dlatego wiele rzeczy trzeba było kupować na czarnym rynku, oczywiście w znacząco wyższych cenach.
Z tego artykułu można wyciągnąć błędny wniosek że ludziom za PRL żyło się nieźle. Stać ich było na dom i inne przedmioty gospodarstwa domowego na porównywalnym do dzisiaj poziomie. Dziwne że pomimo że prawie wszyscy pracowali to ludzie mieszkali u rodziców długie lata, dziesiątki lat. Ceny niby niskie ale towarów nie można było kupić bo ceny były nierealnie zaniżone (np samochód kupując oficjalnie, sprzedawano następnie na giełdzie ze znacznym zyskiem). Materiałów budowlanych nie było więc trzeba było je organizować – czyli kupować kradzione z państwowych budów. Zresztą lata 70 czyli za Gierka to najlepsze lata PRL, gdy przejadane były gigantyczne kredyty które zaciągano na zachodzie. Lecz za ten okres przyszło słono zapłacić w latach 80′ O
Tym ludziom na wsi z pewnością tak się żyło…
Wtedy na wsi było eldorado.
No tak, teraz ludzie nie mieszkają u rodziców, bo dostają kredyt na dom – który spłacą w kwocie 200% wyższej… a następnie na starość oddadzą go bankowi za 30% wartości w odwróconej hipotece 🙂
BŁĘDNE wnioski. By o czymś pisać potrzeba mieć choć podstawy wiedzy.
Mieliśmy ogromne wojenne straty w substancji mieszkaniowej co w połączeniu z ogromnym przyrostem ludności odbija nam się aż do dziś, bo wciąż mamy braki w tej kwestii.
Zacznijmy od tego, że to rok 1977 czyli 32 lata po zakończeniu wojny, a to ważne.
Starty wojenne Polski wynosiły 52 mld ówczesnych dolarów, przeliczając to na dziś stanowiłoby to blisko DZIESIĘĆ rocznych budżetów państwa – DZIŚ !!! Czy 10 lat łożyć by trzeba każdą złotówkę na odbudowę by przywrócić i tak kiepski stan przedwojenny bez złotówki na szkolnictwo czy pensje budżetówki. .
1972 rok – to zakończenie odbudowy powojennej !!! DLACZEGO 1972? – Liczba ludności w roku 1939 wynosiła około 34 mln, pierwszy szacunkowy spis z roku 1945 wykazał nas zaledwie 24 mln, pełny spis z 1949 25 mln, w roku 1972 odbudowaliśmy ludnościowy potencjał przedwojenny i dlatego ta data jest uważana za zakończenie odbudowy. W roku 1976/77 było nas już około 35 mln.
Straty były ogromne, również w substancji mieszkaniowej. W roku 1946 braki izb mieszkalnych oszacowano na 11 MILIONÓW IZB !!!
W roku 1972, przy wzroście liczby ludności o 10 milionów do stanu 34 milionów, braki izb szacowano na 6 milionów, do roku 1989 liczba ludności wzrosła do 38 milionów a braki izb mieszkalnych wynosiły 3 miliony.
Wedle stanu na dziś po 30 latach jest nas wciąż 38 milionów a braki izb oblicza się na 1,8-2,2 MILIONA !!!
Jak widać kiepsko wypada obecne 30 lat w porównaniu do PRL. Skąd takie wyniki skoro wydaje się, że wszędzie budujemy?
To proste – Przyrost substancji mieszkaniowej to nowy budynek czy mieszkanie, ale jeśli w miejsce nowego budynku zniszczeniu ulega stary dom na wsi, jest to tylko ZASTĘPOWANIE niszczejącej substancji mieszkaniowej. (dla porządku: izba mieszkalna to nie mieszkanie ani dom)
– Jest jeszcze gorzej niż się wydaje – Potencjał modernizacyjny budynków przedwojennych ocalałych z pożogi jak i pierwszych budynków powojennych, się kończy. Pamiętajmy, że ledwo połowa miast była wtedy zelektryfikowana, mniej niż połowa miała wodociągi czy kanalizację. Łazienka i ubikacja jako standard mieszkania to dopiero rok 1955, itd, itd. Jeszcze dziś w całej Polsce TYLKO JEDNA gmina ma każde mieszkanie wyposażone w łazienkę i bieżącą wodę.
– Jedna czwarta mieszkań lub domów bez łazienki, co dziesiąte bez bieżącej wody i 35% bez centralnego ogrzewania – tak wygląda statystyka wyposażenia nieruchomości mieszkalnych w podstawowe instalacje sanitarne na wsi. W miastach sytuacja wygląda lepiej, ale nawet w niektórych dzielnicach warszawskich, 20% nieruchomości mieszkaniowych nie ma łazienki, a 10% bieżącej wody – a mamy już 75 lat po wojnie.
Magoo Witam Cię „By o czymś pisać potrzeba mieć choć podstawy wiedzy”. Zgadzam się z Tobą. Ponieważ jestem 1950r, połowę życia przeżyłem w PRL. „Jedna czwarta mieszkań lub domów bez łazienki”. Czy wiesz że w warszawskim Grandhotelu przed wojną 25 % pokoi też nie miało łazienki. Widzę, że naczytałeś się komunistycznych sloganów. Tak Polska była zniszczona po wojnie – ale głównie Warszawa – np Łódź już nie, Wrocław – tak. Tak samo zniszcone były WSZYSTKIE niemieckie i japońskie miasta, a nawet bardziej niż Warszawa. W 1957 roku byłem w RFN z Rodzicami. Miasta odbudowane, metro jeździ, sklepy pełne, na ulicach mnóstwo prywatnych samochodów, w KAŻDYM mieszkaniu telefon( w Polsce jeden w bloku, albo jeden na wsi), z ich dzieciakami bawiłem się resorakami, pralki, telewizory w cenie dwóch średnich pensji.Każdy miał paszport w domu Ruin w zasadzie nie było,mówię o Berlinie Hamburgu, Hanowerze i Bonn, a w Wwie nadal co 5-ty dom zniszczony. Różnica była taka, że był to wolny, z rynkową gospodarką kraj, a my byliśmy 3cim światem, radziecką kolonią (węgiel, statki, stal sprzedawane po 4 zł dewizowe za dolar, który na wolnym rynku stał 100zł. I gdyby nie Balcerowicz, do dziś gazętą byśmy sobie dupę wycierali, rok czekali nie na samochód tylko na opony albo akumulator. Ja już wtedy pracowałem, zarabiałem przy 400 godz/mc (także w nocy i święta) 30 $ (Niemiec w moim zawodzie – 500$). Dziś emeryturę mam 30 x większą (4,5 tys zł = 1000$. Przed wojną nie było łazienek w Polsce. Tak, ale nawet Królowa Victoria nie miała telewizora – to jest postęp w czasie. W PRLu byliśmy w dupie. PGRy kopalnie, stocznie huty, do których trzeba było dopłacać. Do dzisiaj Rusek na Syberii pracuje za 30 $. a Koreańczyk z północy za 5$. Zobacz za ile pracuje Koreańczyk z Południa, a obje Koree były tak samo zniszczone, ta sama kultura, religia, często babcia i dziadek. Tak, więc zgadzam się z Tobą, że „żeby pisać trzeba mieć podstawy wiedzy”. Pozdrawiam
Emanujesz propagandą i to kłamliwą> Rozejrzyj się w kazdej wsi masz artefakty dekady Gierka i to takie co przynosiły dochód POM , GS , Remiza. Dziś z kredytów tego ostatniego 30 lecia mają max asfalt na drodze . W dodatku mieszasz dekadę ślepowrona z sankcjami i wynikającym z tego brakiem spłat kredytów. Za Gierka kredyty były spłacane. A faktycznie duże braki zaopatrzenia to dekada Jaruzelskiego
Nie wiadomo czy w wykazie uwzględnione zostały tylko oficjalne koszty, czy również różne łapówki, prezenty i dowody wdzięczności które musiały towarzyszyć zakupowi materiałów i usług. Na rynku w latach ’70 nie było towaru do zakupienia tak jak dzisiaj. Większość materiałów budowlanych trzeba było „zdobyć”. Dla odmiany, po nastaniu ruskiego generała już nawet „zdobywanie” przestało być możliwe.
A jak myślisz? To prywatne notatki w których masz nawet cenę wódki. Rozumiem, że trudno się pogodzić z myślą, że w PRL coś było lepiej niż dziś, ale tutaj są fakty i tylko twoje insynuacje.
Tu jeszcze tylko trzeba pamiętać że za „sprzedaż macior” po tych cenach (czarnorynkowych) można było zarobić nawet karę śmierci.
qazq, to chyba w Generalnym Gubernatorstwie, a nie w PRL-u w latach 70-tych. xDDDDDDDDD
Nie martw się, eurokomuna już przywróciła wymóg rejestracji = te żółte plastiki w uszach, zakazała samowolnego domowego uboju i wprowadziła kwoty mleczne cukrowe etc. Może i za parę lat będzie kara śmierci za samowolne bicie. A za komuny to miałeś kontraktację i stałą cenę zzdnia zawarcia tej umowy. Nie to co dziś hodujesz przez pół roku i wracasz do domu ze stratą
Można wykonać samodzielny ubój w gospodarstwie – w pełni legalnie, kwoty mleczne i cukrowe zostały zniesione już jakiś czas temu.
Przy okazji tematu historycznych cen – ceny detaliczne nowych samochodów w PRL przeliczone na aktualne wartości zł => https://www.wykop.pl/wpis/40712881/ceny-niektorych-marek-samochodow-osobowych-w-polsc/
Dziadkowie budowali dom w latach 1975-1977
Koszt 386000+79000 na meble i wyposażenie+6000 na wódkę+315 na papierosy+licząc rzeczy wykonane w pierwszych latach mieszkania to spokojnie razem wyszło by nawet ok 550000 zł więc wcale nie aż tak mało
Witam Panie Redaktorze. Niezmiernie ciekawy materiał. Bardzo trudno o takie porównania z wszystkich dziedzin, więc podziwiam i gratuluję. Jednak w PRLu 400tys zł to było 30 lat spłacania kredytu ok 1000 pensji całych (kredyt budowlany tyle trwał). Sam Pan przeliczył, że to 170 tys dzisiaj, czyli ok 35 pencji całych. Dziś to 5 600 złotych netto. Dlaczego netto ? Bo w PRL pracodawca płacił netto. Rolnikom indywidualnym, podobnie jak prywaciażom, chyba żylo się znośnie, choć zawsze Urząd Finansowy mógł przyjść z „domiarem”. Mówię chyba, bo jestem lekarzem, a nam wtedy żyło się źle, a wsi nie znam. Założenie, że „to 65 sztuk takich macior”. Tak ale, nie wiemy za ile te maciory zjadły, weterynarz, nie wiem co jeszcze – ogrzewanie?, leki? naprawy chewni?, czas pracy ? itd. To nieuczciwe liczenie. Dziś rolnicy poustawiają swoje traktory po 1 mln zl, policja pilnuje, a oni siedzą w domu, – to inni rolnicy. Kiedyś cinkciarz, przestępca, – dzis właściciel kantoru – biznesmen. Pisze Pan 170 tys dzisiaj…. Proszę wyjrzeć za okno, większość samochodów, któte nie mogą pomieścić się na parkingu i ulicy – tyle kosztuje. Wtedy 400 tys zł kosztował UŻYWANY Opel, Ford, nawet nie Mercedes. Mieszkałem wtedy w Łodzi to duża „wioska”. Kiedy taki jechał Piotrkowską – WSZYSCY się oglądali. I gdyby nie znienawidzony przez wielu Balcerowicz – dalej by się oglądali, kupowali dziecku jinsy za półroczne oszczędności, i wycierali dupę kradzionym z pracy papierem toaletowym (jak ja) i jeszcze „co miesiąc wata, albo lignina” dla Żony. Nie mieli kompleksów, bo każdy miał równo – znaczy gówno. Często nie widzą, że ci z Mercedesów dająim miejsca pracy, ale oni nie chcą pracować. To pozornie nie na temat. To jest na temat, bo w tamtych czasach na dom trzeba było wiele lat ciężko pracować, jeśli nie kradło się (zgodnie z prawem) cementu, stali i cegieł z tzw. priorytetowych budów socjalizmu. Nie sądzę, żeby Babcia Piotra pisała to rozliczenie z niecnym założeniem. „Drut ze stacji”, to pewnie limitowany przewód elektryczny (może miedziamy a nie aluminiowy) Gdyby tak na to spojrzeć, to włącznie z moim domem (1988/90) w każdym znalazły by się zbrojenia, cement, cegla, przewody – z państwowych budów. Proszę zauważyć dziś – w miejskich „sraczach” – nikt papieru nie kradnie, mimo, że wartownika nie ma. Pozdrawiam
Przepraszam Prywaciarzy nie prywaciaży