W tamtym roku wszystkich eksploratorów i poszukiwaczy skarbów zelektryzował temat tzw. Dziennika Ollenahauera. Fundacja Śląski Pomost zaprezentowała mediom dziennik rzekomo spisany przez SS-manna organizującego ukrycie dzieł sztuki, m.in. obrazy Rafaela i Rubensa, czy kilkadziesiąt ton złota. Niestety pojawiło się sporo niejasności, a jedyną szansą na ostateczną opinię wydawała się weryfikacja w terenie.
Pierwsze informacje pojawiły się w na początku marca 2019 r. Kolejna media opisywały temat i wydawało się, że będzie przynajmniej podobnie jak ze Złotym Pociągiem z Wałbrzycha. Dariusz Franz Dziewiatek oraz Roman Furmaniak z Fundacji Śląski Pomost mieli otrzymać liczący 500 stron dziennik w 2009 r. od niemieckiej organizacji Quedlinburger w ramach pomocy dla polskiej fundacji.
Dokument został sporządzony rzekomo przez Egona Ollenhauera, pomocnika Guenthera Grundmanna, głównego konserwatora zabytków w czasie II wojny światowej na Dolnym Śląsku. Jak powszechnie wiadomo, na tzw. Liście Grundmanna były 74 skrytki inwentaryzowane do 21 czerwca 1944 roku, jednak akcja ukrywania kosztowności i dzieł sztuki miała miejsce do początków 1945 r. Część miejsc na pewno nie została więc ujęta w zapiskach G. Grundmanna.
Organizacja Quedlinburger miała otrzymać Dziennik Ollenhauera od potomka jednego z nazistów przygotowujących skrytki. 10 dokładnie opisanych miejsc miało być na Dolnym Śląsku i 1 na Opolszczyźnie. W dzienniku była mowa o obrazach Rembrandta, Rubensa, Caravaggia, Moneta, Botticellego czy Cezanne’a.
Ujawnione publicznie skrytki (oczywiście bez nazw własnych) to:
- Skrytka 1 – studnia głębinowa w parku w pałacu (…) w miejscowości (…), Dolny Śląsk, na głębokości 60 m.
- Skrytka 2 – jeden z dwóch istniejących stawów (w 1945 r.) w parku pałacu (…) w (…), Dolny Śląsk, na głębokości 3,7 m.
- Skrytka 3 – w parku pod nie istniejącą już oranżerią rodu (…) w miejscowości (…), Opolszczyzna, na głębokości 4,2 m.
- Skrytka nr 4 – zamurowane w ścianach pałacu (…), Dolny Śląsk.
- Skrytka nr 5 – ukryte, zakopane i zabetonowane 3,7 m pod dnem rzeki (…), (…) km na południe od (…).
Fundacja przekazała informacje o sprawie mediom, gdyż liczyła na znalezienie osób, firm lub instytucji gotowych założyć spółkę w celu wydobycia zagrabionego mienia. Według opisów, eksploracja wszystkich kosztowności byłaby dość trudna i kosztowna. Dziennik (według fundacji) miał być sprawdzony przez kilku ekspertów, a informacje o skrytkach przekazane w 2018 roku do Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Opolu oraz Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Fundacja upubliczniła informacje, gdyż nie było decyzji z ministerstwa i jednocześnie przypadały rocznice 1100-lecia powstania darczyńcy oraz 100-lecia odzyskania przez Polskę niepodległości.
Niestety wiele informacji okazało się niedokładnych, podejrzanych bądź, krótko mówiąc, nieprawdziwych. Wiemy to m.in. z ustaleń Magazynu Odkrywca. Przede wszystkim, przytoczeni eksperci oraz instytucje mający sprawdzać dokument, po skontaktowaniu się z nimi, zaprzeczyli temu (np. Wydział Historii Sztuki na Uniwersytetu w Göttingen). Nie udało się również znaleźć fundacji, która miała rzekomo przekazać dziennik Polakom. Istnieją fundacje Quedlinburger oraz Freimaurerquedlinburg w mieście Quedlinburg, ale po skontaktowaniu się z nimi, poinformowały, że z takim tematem nie miały nic do czynienia.
Poza tym, dziennik był udostępniany tylko niektórym dziennikarzom, tylko fragmentami i w odstępach czasowych. Przedstawiciele Fundacji zostawiali wiele niedopowiedzeń, nie chcieli odpowiedzieć na część pytań, czy nawet zmienili niektóre informacje po pewnym czasie.
Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego poinformowało tylko, że zgłoszenie jest w trakcie weryfikacji i rozmów. Wiele wyjaśniłaby skrupulatna analiza grafologiczna i materiałowa np. przez jeden z polskich uniwersytetów, ale Fundacja nie udostępniała dziennika fizycznie, tylko kopie i to fragmentów. Eksperci dodawali jednak, iż nie jest trudno zdobyć pusty notatnik z tamtych czasów, a zapisanie ołówkiem utrudnia ekspertyzę i musiałaby być przeprowadzona również analiza treści pod kątem językowym i historycznym.
Jednocześnie znani pisarze i eksploratorzy zdawali się nie negować wszystkiego np. stylu językowego czy opisanych faktów historycznych. Kluczowa była więc weryfikacja w terenie przynajmniej jednej ze skrytek. Podjęła się tego legendarna już w kręgach eksploratorów Joanna Lamparska.
Znana pisarka otrzymała odpis części Dziennika z opisem i rysunkiem skrytki. Poniżej część relacji: Mają one być [precjoza] schowane pod dnem stawu, w specjalnej skrytce. W informacji pojawiają się trzy nazwiska: Pfeil, drugie nieczytelne, prawdopodobnie Bischoff, a także nazwisko Grundmann. (…) Nazwa miejscowości jest trudna do odczytania, więc nie ma co do niej pewności. W zależności od tego jak odczytamy nazwę, możemy wskazać dwa miejsca na Dolnym Śląsku. Sprawę komplikuje szkic dołączony do tej części informacji przedstawiający okazały pałac ze stawem oraz studnią, w której rzekomo coś ma być ukryte. Najdziwniejsze jest to, że pałac z grafiki łączony w pamiętnikach z konkretną, wyżej wymienioną lokalizacją, leży zupełnie gdzie indziej. (…) Na pierwszy rzut oka nie można mieć wątpliwości: zarządca obiektu wskazał wiekową studnię, która jednak w żaden sposób nie może mieć – jak chce Fundacja Śląski Pomost – 64 metrów głębokości. Interesujące są stawy, pod którymi ma się znajdować jakiś schowek. Stawy są bardzo płytkie, tak zaprojektowane, że rzeczywiście łatwo spuścić z nich wodę. Ale przecież stawy się czyści, więc nie ma w tym nic dziwnego. Pytanie tylko, komu i dlaczego chciałoby się pod nimi budować skrytkę z betonu. (…).
W późniejszym czasie miały zostać zweryfikowane przykładowe kolejne skrytki z listy. Poprosiłem p. Joannę Lamparską o wypowiedź w sprawie aktualnej sytuacji w temacie oraz ogólną ocenę Dzienników. Poniżej, bardzo trafny moim zdaniem, komentarz.
Cały czas interesuję się Dziennikami, ale ta sprawa – jak się okazuje – dotyczy kilku poważniejszych kwestii. Przepraszam, nie mogę Panu przekazać szczegółów, bo cały czas się zajmuję tą historią. Tyle, ile mogę zdradzić to to, że same dokumenty nie mają szczególnej wartości.
Pozostaje pytanie, po co miałby służyć cały wysiłek i rozgłos, jeśli już pobieżna weryfikacja wykazała tyle niejasności? Wydaje się, że w grę może wchodzić tu jeszcze inne rozwiązanie. Dzienniki mogły zostać faktycznie spisane w czasie II wojny światowej przez jakiegoś żołnierza niemieckiego, ale zawarte treści zostały całkowicie (lub częściowo) zmyślone w celu zmylenia prawdziwych miejsc ukrycia skarbów lub uzyskania przez autora określonych korzyści ewentualnie np. wskutek przesłuchań. Od razu przychodzi tu na myśl tzw. sprawa Herberta Klosego, ale to już inny temat.
Autor: Amadeusz Majtka
– z wykształcenia tłumacz j. niemieckiego. Pracował m. in. jako dziennikarz dla niemieckich portali. Dodatkowo jest przewodnikiem zagranicznych turystów w Polsce. Główne zainteresowania z zakresu historii to sztuka zrabowana Polsce w czasie II wojny światowej, historia i zabytki Kujaw, zamki i pałace na Dolnym Śląsku. Publikował artykuły m. in. na oficjalnym portalu Polskiej Organizacji Turystycznej Poland.travel.
Bibliografia:
- Lista Grundmanna Tajemnice skarbów Dolnego Śląska, Kowalski Jacek M., Kudelski Robert J., Sulik Robert, Wydawnictwo Znak, 2015
- Skarby III Rzeszy ukryte na Dolnym Śląsku, Szymon Wrzesiński, Krzysztof Urban, Agencja Wydawnicza CB 2013
- Magazyn Odkrywca 5/2019, Dzienniki wojenne, A. Daczkowski, Instytut Badań Historycznych i Krajoznawczych, Konin/ Wrocław 2019
- https://historia-swidnica.pl/dziennik-wojenny-pierwsze-weryfikacje-tajemnic (A. Dobkiewicz, Fundacja Idea w Świdnicy)
- https://tvn24.pl/wroclaw/dolny-slask-dziennik-wojenny-i-11-skrytek-ze-skarbami-ra916067-2287682
Polecam także ustalenia Grupy Eksploracyjnej Miesięcznika Odkrywca zaprezentowane w specjalnej audycji na YouTube: https://www.youtube.com/watch?v=rUS4Ax_BCn8&t=2793s