Zimna Wojna zaczęła się w Połtawie na Ukrainie – twierdzi historyk z Harvardu Serhij Płochij, który analizuje wydarzenia z roku 1944 roku, gdy USA Army stworzyła na Ukrainie trzy bazy wojskowe dla bombowców B-17. Konflikt z Sowietami rozgorzał na dobre, gdy Amerykanie chcieli pomóc walczącym w Polakom w czasie Powstania. Zrealizowano tylko jedną misję, a Rosjanie zrobili wszystko by jak najszybciej zakończyć tą współpracę.
Operacja Frantic i kulisy mało znanej współpracy amerykańsko-sowieckiej na Ukrainie są tematem najnowszego odcinka mojego zaprzyjaźnionego podcastu „Historia, jakiej nie znacie”. Włączysz go klikając player poniżej.
Gdy w czerwcu 1944 roku alianci lądowali na plaży Omaha, dokładnie po drugiej stronie Europy miało miejsce inne nieco mniej znane wydarzenia istotne z punktu widzenia walki z Niemcami. W tych dniach z terytorium Ukrainy rozpoczęły się misje bombowe Operacji Frantic, wahadłowych lotów amerykańskich eskadr niszczących niemieckie fabryki i rafinerie. Samoloty kursowały w wielkim trójkącie rozciągniętym pomiędzy Wielką Brytanią, Ukrainą i Włochami.
Rok wcześniej inwazja aliantów na Sycylii latem 1943 roku oznaczała, że w Europie otwarty został drugi front. Stalinowi pomysł z atakiem od strony południowej Europy nie do końca się podobał. Stąd Amerykanie mogli mieć bliżej do Wiednia i Europy Środkowej, a Niemcy broniąc się na Półwyspie Apenińskim nie wycofali ostatecznie z frontu wschodniego żadnej dywizji. Tylko, że sytuacja na froncie wschodnim podsunęła ciekawy pomysł dowódcom USA. Generał Henry “Hap” Arnold, dowódca sił powietrznych, patrząc na mapę Europy w połowie 1943 roku wpadł na przebiegły plan. Chciał doprowadzić do tego aby samoloty startujące z Anglii nie musiały do niej wracać, bombardowały cele w głębi Rzeszy i leciały na wschód na radzieckie lotniska w celu uzupełnienia paliwa i kolejnych zrzutów. Jeśli B-17 mogłyby lądować w bazach na terytorium Związku Radzieckiego, zamiast odbywać długą podróż powrotną do Anglii lub Włoch, mogłyby dotrzeć do najbardziej odległych celów zlokalizowanych we wschodnich Niemczech. Wracając z baz za frontem wschodnim mogłyby bombardować ponownie cele przemieszczając się albo na Wyspy Brytyjskie, albo do lotnisk we Włoszech.
Arnold miał także nadzieję, że tak zwane bombardowanie wahadłowe zmusi do rozproszenia niemieckich myśliwców, zmniejszy potencjał nad Europą Zachodnią i odciągnie jednostki Luftwaffe od Normandii przed zbliżającą się inwazją D-Day. W październiku 1943 roku uzyskał zgodę szefów sztabów na realizację tego pomysłu. Brytyjczycy zgodzili się na współpracę, ale odmówili udziału w akcji, uznając ją za nic więcej jak tylko zbytnią brawurę.
Dziś można stwierdzić, że Operacja Frantic jak ją nazwano była w istocie genialnym planem militarnym. Ale jednocześnie przykładem naiwności amerykańskiego sztabu i prezydenta Roosevelta. Na fali zaangażowania swoich środków, pomocy dla sowieckiego sojusznika Amerykanie uwierzyli, że współpraca z ZSRR jest możliwa, a w przyszłości zdołają przekonać Stalina do przystąpienia do wojny na Dalekim Wschodzie i budowy baz w podobnym celu także na Syberii. Wkrótce jednak musieli się przekonać, że człowiek sowiecki myśli zupełnie inaczej, a Stalin umiejętnie rozgrywa ich realizując swoje plany związane z Europą Środkową i Polską.
Po rozpoczęciu Powstania Warszawskiego amerykańscy dyplomaci zabiegali o uzyskanie zgody na lądowanie w Połtawie samolotów, które udzielą pomocy powstańcom. Uzyskaną ją dopiero 11 września 1944 roku, ale w wyniku złej pogody misja przesunęła się o tydzień i ruszyła dopiero 18 września. Do Warszawy wyruszyło 110 Latających Fortec i 73 Mustangi. Po zrzucie nad Warszawą miały lecieć w stronę Ukrainy. Efekt był rozczarowujący. Zasobniki w liczbie blisko 1300 rozproszyły się na dużej powierzchni i tylko 228 podjęli powstańcy. Wiele wylądowało na „ziemi niczyjej” i powstańcy musieli przejąć je pod ostrzałem wroga, blisko 30 było zniszczony przez działania Niemców już w trakcie opadania, a 70% zawartości zrzutu dostało się w ręce niemieckie. Ostatecznie Powstanie Warszawskie upadło, a pomoc aliantów zarówno tych ze wschodu, jak i zachodu odegrała w nim marginalną rolę.
Dla samych Amerykanów wtedy najważniejsza była kwestia związana z aktywnością Sowietów na terenie Dalekiego Wschodu. Liczyli na szybkie przystąpienie Armii Czerwonej do wojny na Pacyfiku. I nie wiadomo, czy już wtedy można było zakładać że sojusznicy staną się wrogami na kolejnych kilkadziesiąt lat.